Rozdział z dedykacją dla Kanady, powkurzaj się trochó. :C
Dojechaliśmy właśnie do Marywartu. Wyszłam z pociągu. Zobaczyłam Sebastiana, mojego lokaja. Czekał na mnie ze złotą karocą. Nagle pojawił się portal, ten sam, z którego wyskoczył ten przystojniak... Tylko, że tym razem wyskoczyła z niego babka. W każdym razie zrobiła takie "szabada" i wyczarowała mi piękne, różowe pantofelki, cudną, różową suknie w różowe kwiatki, różowe spinki do włosów, różowy welon, różowe kokardki i różowe pasemka! Yaaay!
Wsiadłam do karocy. Kierowaliśmy się w stronę zamku. Widziałam, jak inni spoglądają tęsknie w moją stronę, kłaniają się i całują ziemię, po której chodziłam. Na tę okazję zrobiłam coś specjalnego... Ufarbowałam włosy na róż! Zamachałam łapką, a one zrobiły się różowe. Yay!
Dojechaliśmy do Hogwartu. Weszłam do sali. Była śliczna! Przystrojono ją w wielkie, różowe (oczywiście) banery z napisem "Mary!!". Podszedł do mnie Snape.
– Mary, stara psiapsióło! – zawołał.
– Severusie! – Uściskała go. – Widzę, że nadal nie kupiłeś szamponu.
– Ech tam, szampon... – Zamachał łapką i szepnął do niej: – Wódka jest. Podrzucę ci jutro.
Odszedł, ruszając biodrami jak modelka na wybiegu. Dotknęłam swojej blizny w kształcie serduszka. Zaczęła się iskrzyć, a po chwili sypał się z niej brokat. Dziiiiwne. Potrząsnęłam głową i popatrzyłam na profesor Minerwę. Teraz będzie przydzielanie do domów.
– Witam was! – zawołała do pierwszaków Minerwa. – Teraz siądziecie na, eeee, rzyci, i posłuchacie, co to Stara Czapka ma do powiedzenia, a później powie, do jakiego domu idziecie.
Stara Czapka zaczęła swoją piosenkę:
Dzisiaj, dzieci miłe,
Wiersze będą bardzo dziwne...
I w tym momencie przestałam słuchać. Obudził mnie dopiero głos McGonagall.
– Tym oto pozytywnym akcentem zaczynamy kolejny rok szkolny – zawołała wesoło profesor McGonagall i warknęła na pierwszaków: – No, co bachory, nie słyszycie Starej Czapki?! Na stołek już! Pierwsza idzie Mary Anne... więcej imion nie mogłaś mieć?
Minerwa (to ona ma mi okazywać szacunek, nie ja jej, pfff...) blablablowała dalej, a ja podeszłam do stołka, na którym leżała Stara Czapka. Nałożyłam ją na głowę.
– Och, jaka mądra! Jaka odważna! Jaka przebiegła! – zaczęła mówić od razu, ale ja słyszałam jedynie: – Bla bla bla! Bla bla! Bla, bla, bla, bla, bla!!! Slytherin i Gryffindor!!!!!!!! – Stara Czapka cierpliwie wypluwała wykrzykniki.
Udałam się w stronę stołu Slytherinu, bo tam czekał na mnie mój stary psiapsiół, Snape. Pogładziłam go po tłustych włosach, a on zamerdał ładnie ogonkiem i zaszczekał. Od razu podbiegł Lupin (który się upił, ale to inna historia) i zazdrosny zaczął popisywać się i robić sztuczki. Wyjęłam z kieszeni psie chrupki i rzuciłam w dal. Obydwoje pobiegli po nie. Westchnęłam, a po moim oku spłynęła jedna, jedyna, srebrzysta łza. Zostawili mnie! Jak mogli! Zaczęłam płakać, ale to nadal była jedna, jedyna łza, bo inaczej złamałabym Złote Zasady Opkowe.
Wszyscy zostali już przydzieleni do domów. Udaliśmy się do Pokoi Wspólnych. Nigdy tam nie było opiekunów, uczniowie mawiali, że Dumbledorowi zależy na becikowym. W każdym razie, ucieszyłam się na myśl o schodach. Przecież to oznacza Dostojne Chodzenie!
Stawiałam stópkę za stópką, a obok mnie szła moja nowa Best Friend Forefffer, Kanate. Mówię na nią Kanapa. Znam ją od dziesięciu minut, ale wiem, że to będzie Przyjaźń na Całe Rzycie. Razem dostojnie kroczyłyśmy po schodach, a ktoś za nami sypał brokatem. Dawało to +20 do sparklenia.
Rozdział super. :D
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Award! Szczegóły u mnie na blogu w zakładce "Nominacje". :)
Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do Liebster Awards :P