wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 3. Magiczne moce Mary

Od dzisiaj będzie narracja trzecioosobowa, bo tak. Pozdrowienia od Guacamoli. Ponadto, inspirowałam się ostatnią moją analizą (reklamareklamareklamareklama): KLIK.



                Mary usłyszała szum. Różowy szum. Tak, to był zdecydowanie szum różowych liści... Nie! Nasz mały Sherlock, Mary, zdała sobie sprawę z tego, że liście są zielone. TAK BARDZO MĄDRA. Szybko pobiegła w miejsce, z którego dochodził głos. Zobaczyła... coś. Było duże, zielone i różowe (a jednak, głupi narratorze!).
                – Dlaczego moje myśli są w nawiasie?! – krzyknęła Mary. Naburmuszyła się. – Mogłam nie pozwalać Guacamoli na zmianę narracji...
                Cicho tam, ja tu opowiadam.
                – Ja Ci dam! – Mary wyciągnęła miecz świetlny. – I pisanie zaimków osobowych w opowiadaniu wielką literą! Ty... ty... ty potworze! Co ta biedna Guacamole zrobi, kiedy to zobaczy?!
               Guacamola aktualnie leży i się nie rusza.
               – Zabiłeś ją?! – Mary zamachnęła się mieczem chcąc przeciąć narratora na pół. Dla wygody, nazwijmy narratora (mnie!) Zbyszek. Oczywiście, Zbyszek to tak właściwie duch, więc Mary pociachała powietrze. – Kto mnie będzie karmił, kto będzie kazał mi ubierać się rano, zjadać śniadanie przez pięć akapitów, chodzić dostojnie i sparklić?
               Ona i tak cię nie lubiła.
               No, zgodziła się Guacamola. Mówiła pięknie, bo różowo.
               – Ja ciebie też! – warknęła Mary. Narrator i Guacamola przybili piątki (Guacamola też była przecież duchem, jak narrator), a Mary zaczęła warczeć.
               Cicho, bo stworzę nową Guwnom Bochaterkę. To nic trudnego, wezmę kartkę, napiszę dużo imion i nazwisko oraz same zalety, przez które będzie jeszcze bardziej wkurzająca niż ty. Dla chętnego nic trudnego. 
                Guacamole, Mary, cicho tam. Lecimy z akcją, mam o osiemnastej fitness.
                Dobła, dobła. 

                Mary zauważyła to coś. Było zielone, różowe i... a nie, to mówiłem (ja, Zbyszek... ale się jaram moim imieniem!). Był to kwiatek. Miał baaardzo ostrego liścia. Ten liść wyglądał tak, jakby... jakby Mary zaraz miała się na niego nadziać (yaaaay!). Oczywiście, Mary nie boi się nic, dużych i chodzących kwiatków też. ZWŁASZCZA dużych chodzących kwiatków.
              – Czaaaaarodziejka kaaaaaczeeek!
              Mary podniosła obie ręce, po czym skrzyżowała je na klatce piersiowej. Zamknęła oczka, a ktoś przyniósł jakiś kolorowy karton w szlaczki i postawił go za nią. Ktoś inny włączył muzykę. Mary zaczęła się zawijać we wstążki, takie tęczowe, bardzo fajne. I wydajne. Jeszcze fajne ciuszki, naszyjniki i takie podobne duperele   bardzo ważne sprawy. A tymczasem roślinka dusiła jakąś osóbkę.
              – Guuumooooowa koooość! – Mary wyjęła spod bluzki gumową kość, która zwykle była zabawką psa. Teraz jednak była obsypana brokatem, więc sparkliła, co nadawało jej +10 do sparklenia oraz +30 do słitaśności. – Aaaport!
              Mary rzuciła gumową kością w kwiatek. Duży Badyl (tak został nazwany, i już) dostał kością w oko, a raczej miejsce, gdzie powinno być, co tylko bardziej go zdenerwowało. Zaczął iść w stronę Mary krzycząc "nyanyanyan". Mary pogrzebała w kieszeni i wyciągnęła z niej jakieś papiery.
              – Maaagiczne śmieeeeci! – Wyrzuciła papierki w powietrze, a one zaczęły się świecić na tęczowo i pomknęły w stronę roślinki, która właśnie podchodziła do Mary na liściach. Doniczka kłapała o ziemię... aż WTEM! w roślinkę trafiły papierki. Ona strzepnęła je, ale jednak jej makijaż się zmył, przez co ubyło jej trochę mocy. Mary wyciągnęła stanik.
              – Nooowe majtki: moc! – Rzuciła stanikiem, które w połowie drogi zamienił się w majtki z uśmieszkiem. Majtki ugodziły Dużego Badyla, który przewrócił się i wypuścił prawie nieżywą osobę z macek.
            WTEM z TARDIS wyskoczył Edzio.
             – Czarne dziury są już niemodne – westchnął. Strzepnął z ubrania niewidzialny kurz. – Mary, muszę ci coś powiedzieć...
             – Tak, Edziu? – Zamrugała oczętami. Była trochę zawiedziona, bo miał jej przywieźć Katniss czy tam Prim...
            – Mary... Ty jesteś... wampirem.


CIONK DALSZY NASTOMPI (duszom stopom, haha :))

Wiem, że czekaliście na to. A teraz dobranoc, idę udawać, że coś robię.

8 komentarzy:

  1. Jesteś świrnięta...:D
    Skąd Ty bierzesz tak odwalone teksty?!
    Ludzie powinni się Ciebie bać...Pewnie boją. xD
    Przeczytałam też analizę. Świetne ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje! Tak, trochę jestem, ale już dawno uznałam, że moim życiowym celem jest rozśmieszanie innych i szukanie nowego mózgu.
      A to dlatego, ż uczyłam się od najmodszych lat (mój tata to straszny trol). ^^

      Usuń
  2. "Nooowe majtki: moc!"- rozwaliłaś system XD. Poza tym, naprawdę świetny opek!!! Naprawdę, sąd ty bierzesz takie głupie pomysły????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Guacamole jak zwykle na czas* To mój zryty mózg.

      Usuń
  3. Co to w ogóle jest? Ten blog nie ma sensu, adres do niczego, same błędy. Ile masz lat, dziecko? 6? 7? Nie umiesz pisać ani normalnie, ani poprawnie, a tym bardziej SKŁADNIE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, mogłabym wiedzieć z kim piszę? Dobrze, nie każdy ma konto, ale można się podpisać. ;) Nie wiem, czy zaglądałaś (lub zaglądałeś) do zakładki "o blogu". Jest tam wyraźnie napisane "To opcio to paskudna parodia. Nawet nie, nie wiem, jak to nazwać. Jest dużo chaosu, absurd goni absurd i nie bierzcie tego na poważnie".

      Jakim prawem nazywasz mnie dzieckiem? Nie wiem, jak po tym, co piszę możesz wywnioskować, ile mam lat. Jakie jest "normalnie pisanie"? Poprawnie, w sensie, że są błędy ortograficzne/interpunkcyjne? Jeśli tak, to prosiłabym o wskazanie ich, bo mimo że uczyłam się tych zasad, to dalej mam z nimi problem.

      Jaki jest blog z sensem? Co rozumiesz jako blog z sensem? Adres jest taki specjalnie, to chyba oczywiste, że nie będą to jakieś poetyckie "Kwiaty Alfonsa".

      Myślę, że powinnaś wiedzieć, że to nie jest pisane na poważnie. Nie trzeba być geniuszem, by to zauważyć. Wręcz przeciwnie, ja chciałam, żeby to tak wyglądało.

      Usuń